Popołudnie styczniowe na Zarzece 2

 Styczeń przyszedł jak co roku
 i otworzył znów nowy rok,
 dotrzymuje nam wciąż kroku
 i lustruje nasz każdy krok.

 
 Życie mierzy czy udaje
 zanim luty przejmie władzę,
 tak mi się właśnie wydaje
 i ten sekret wszystkim zdradzę.

 Czym rok nowy nas obdarzy,
 ile dobra nam daruje? 
 Ile spełni naszych marzeń?
 - niech z nas tylko nie dworuje!

 Popołudnie na Zarzece
 dzień zamyka,nie inaczej,
 sen się mości na powiece
 więc wyruszam już na spacer.

 Trasę swoją mam utartą,
 razem ze mną pieski idą,
 z nimi chodzę bo są wartą
 i osłoną jak egidą.

 Wnet nad rzekę podążamy,
 ścieżkę w śniegu mamy blisko
 a przed sobą łąkę mamy
 równiutenką jak lotnisko.

 Cichuteńko szepcze rzeka
 i wyłania się spod lodu:
 "Ja tu czekam na człowieka,
 sprytne bobry mam u spodu."

 W swych żeremiach hibernują
 zanim wiosna je obudzi,
 one pierwsze ją poczują
 gdy słoneczko się potrudzi.

 Tuż nad rzeką czapla siwa
 pełni straż na jednej nodze,
 zamyślona wciąż się kiwa-
 pewnie zimno jest niebodze.

  Rozeżlona sroka krzyczy
 i za sobą ciągnie drugą,
 drze się jakby na ulicy
 już rządziła swoim sługą.

 Może partner coś popsował
 albo coś nieborak zgubił?
 Pewnie spryciarz prowiant schował
 bo jej figle robić lubi?

 Obeszliśmy łąkę całą
 i kończymy spacer mały,
 nagle psy dostały szału
 kiedy ciebie usłyszały.

 Z bazyliki ty wychodzisz
 i na łąkę się udajesz,
 swym widokiem spacer słodzisz
 i otuchy moc mi dajesz.

 A za chwilę koło drogi
 powracamy wszyscy razem,
 nastrój już panuje błogi-
 na jak długo czas pokaże.
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz