Pani doktor mnie urzeka
swoją pracą i urodą,
na wizytę co dzień czekam
za konceptów moich zgodą..
Serce skacze mi jak żabka
i podnosi tętno moje,
czyżby była to pułapka?-
ja o moje zdrowie stoję!
Doktor bada moje ciało
i dobiera leki różne
ale mu jest ciągle mało-
ono nie chce być posłuszne.
Pierś wypinam jak sam tytan
i bicepsy me odsłaniam,
umknął ze mnie hipokryta-
mariaż rodzi się z dawania.
Zerka na mnie pani doktor,
dziwi nieco pacjentowi,
stoję jak sam wielki Hektor
lecz mnie trzeba też uzdrowić.
Chociaż gubi się przez chwilę,
zmienia nieco swą mimikę
ale robi to na tyle
by rozwinąć swą taktykę.
Myśli krążą gdzieś w kosmosie,
jedna siadła na ramieniu:
"trzeba będzie zbadać posiew"-
ale czy to coś tu zmieni?
Kończy się wizyta długa,
serce bije już normalnie,
słońce mnie zabawnie ruga-
w duszy robi mi się fajnie.
Za godzinę znów zastrzyki
będą kłuły moje dłonie,
wtedy w myśli me figliki
poprowadzą mnie znów do niej.
Serce rośnie kiedy widzę
piękny brylant tu w ukropie
i z geniuszy głośno szydzę-
deszcz zazdrości gęsto kropi.
Tu nie straszne nam choroby
i zarazy się nie boję,
brylant ten nie dla ozdoby
i o taki skarb tu stoję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz