W małym barze przy ryneczku
strawę warzy gołąbeczka
i serwuje ją klientom
z buzią pięknie uśmiechniętą.
Atrakcyjne,smaczne danie
wkrótce i przed nami stanie:
do szaszłyka góra frytek
a do jadła też napitek.
Tłuste piwo,wódka zimna,...
atmosfera jest intymna
czas dla gości jest tu darem
w popołudnie września szare.
Stolik stoi tuż pod oknem
a za szybą facet moknie
i przygląda się klientom
z gębą krzywo uśmiechniętą.
Wśród kamienic mrok gęstnieje,
wieczór swoje prawa sieje
i osacza wręcz ulice
a na rynku pachnie kiczem.
Ciemne barwy chłoną rynek,
Mokry robi głupią minę
i lustruje wewnątrz gości-
nagle znika gdzieś w ciemności.
Przebój płynie za przebojem
i z pietyzmem rany goi,
jest balsamem dla mej duszy
pełną dobę,czasem dłużej.
Barwny rynek czarem stoi
ale nie ma tu już baru,
melancholii nie ukoi
nam wspomnienie bożych darów!.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz