Nasze zarzeczańskie pola
na wzgórzach tu położone
są jak dola i niedola
przez lata trudem mierzone.
Kwiecień klekotem nas zwodzi
i parkotaniem ciągników,
a owsem też wynagrodzi
Karol swą parę koników.
To już ostatnie są konie
które nam zdobią wioskę,
gdy przemierzają tu błonie
to są jak pegazy boskie.
Skrzydła wyrosły im nocą
aby wciąż mogły pracować,
na wzgórze fruną ochoczo,
gdy skończą muszą je schować.
Zofia w maju się chwali
pięknym zbożem do kolan,
kiedy wiatr łany powali
nie starczy mąki dla Polan!
Widziałem na własne oczy
jak czerwiec pola maluje,
w sukurs słońce z nim kroczy
a rzepak w oczy aż kuje!
A najmądrzejszy jest lipiec
gdy słońce wciąż kumuluje
bo potem jak ledwo zipie
moc jego w kłosach czuje.
Sierpień z nim wchodzi w amory
i złotym ziarenkiem sypie,
już wiezione do komory
w połowie się wysypie.
Ptaki wciąż dziobią ziarenka
i chwalą matkę Florę,
one na takie cudeńka
to przecież zawsze są skore!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz