Ballada o Franciszcze

Wartko po brudnym rynsztoku
mydlina po praniu płynie
bo Frania ciągle w szoku
sprząta po zmarłym kuzynie.


Biedaczek odszedł z honorem
w wieku lat pięćdziesięciu,
wcześnie to albo i w porę
w pokorze równej księciu.

Frania łzy dwie uroniła:
"to z mydła bolą mnie oczy"
i z balią wnet zawróciła
by dalej swe troski moczyć.

Gdy mydło szare znów skrobie
myśli o zmarłym Henryku
i przypomina tu sobie
o jego dziwnym koniku.

Choć Franka pieści wciąż biedę
tak jak onegdaj Henryka
to dłużej nędzy się nie da
bo ją pomówią o bzika!

Zła pędem idzie do szafy,
wysuwa dolną szufladę
by nie poczynić tu gafy
zabiera klasery blade.

Wieczorem do miasta jedzie
by przepaść w barwnym tłumie,
to cicerone ją wiedzie
tam gdzie skarb sprzedać się umie.

Nie minie i dwa tygodnie
Franciszka panią się staje,
teraz wygląda już modnie
a życie dla niej jest rajem.

Anturaż swój odmieniła
że nikt jej już nie poznawał,
swe serce też zamieniła
na zwyczajnej skały kawał!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz