Księżyc me okno śledzi
i spać nie daje mi wcale,
oparty o szybę siedzi
i patrzy jak fajkę palę.
Kaszel wnet budzi mą żonę
i jej małego pupila,
ja mam reakcje spóżnione
a decyduje tu chwila.
Żona mnie wali poduchą,
pocę się cały od nowa,
pies mi kaleczy ucho,
łysy za chmurą się chowa.
Kanapa mnie wita znowu,
ta jedna wciąż na mnie czeka,
kładę się z ciężką głową
a Koko warczy i szczeka.
A księżyc mi nie daruje
i znowu lustruje mój pokój
a pies przy oknie waruje
Łysego mając na oku!
Och głupi księżycu ty nasz,
okien już masz pół tysiąca,
w każdym z nich znajomych masz
a mnie nachodzisz bez końca?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz