Sześćdziesiąte lata moje
wysupłałem z mej przeszłości
jakby drogie skarby swoje
ku obecnej mi radości.
Rzecz się dzieje u sąsiada
na Zamkowej wcześnie rano,
zebrała się nas gromada
zaproszona przez Bogdana.
Po wysokich stromych schodach
pną się dziarsko obdartusy,
w górze czeka je nagroda:
smakołyki na obrusie.
Lemoniada i irysy,
dropsy,wafle i powidła
z tarki,głogu ,berberysu
a po uczcie...bańki z mydła.
Lecą bańki kolorowe
emocjami sterowane
a najwyżej te zmysłowe
marzeniami zasilane.
Jedna leci nad podwórkiem
jakby mocny silnik miała,
druga spada tuż przed Jurkiem
i rozbija się wnet cała!
Inna bańka znowu leci
coraz wyżej ku obłokom,
mały obiekt Fredzia śledzi
nim go łzawe zgubi oko.
Zbuntowane gdzieś w dal siną
satelity odleciały,
teraz będą dzieci kino
z projektora oglądały.
Zasłonięte okno kocem
a w pokoju dzieci tuzin,
ja z emocji już się pocę,
strużki płyną po mej buzi.
Przesuwają się przeżrocza,
obsługa diaskopu prosta,
na ścianie historia urocza:
"Jak Wojtek strażakiem został!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz