Słoneczko czerwcowe
wstało bardzo wcześnie
choć gorącą głowę
miało studzić we śnie.
Już od rana słońce
lustruje świat śmiało,
przestrzenie bez końca
po horyzont cały.
Złotem tkane słońce
maluje nam ciała,
pracuje bez końca
dzień cały bez mała.
Posyła promienie
do szczęśliwych ludzi
a cień jak sumienie
wspomaga je w trudzie.
Czasem się zapomni
i promieni tysiąc
adresuje do mnie-
mogę wam to przysiąc.
Promień ku mnie leci
jak laseru wiązka,
latem chętnie przecież
spełnia obowiązki.
Siłą nie szafuje
choć ma mocy masę:
pięknie operuje
precyzyjny laser.
A zefir uroczy
słońce hyżo goni
i pieści mu oczy
w namiętnej pogoni.
Dwie magiczne dłonie
ciepłe słońce chłodzą,
masują mu skronie
i wzruszenie rodzą.
Mam gdzieś kawałeczek
prywatnego nieba,
pod nim duszę leczę
słoneczkiem jak trzeba!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz