Żar się ciągle z nieba toczy
i krępuje moje ruchy
więc ochłodzić muszę się,
słony pot zalewa oczy
a ja ruszam się jak mucha
lecz z upału sobie drwię!
To jest zwykły poniedziałek,
może wtorek albo czwartek,
w małym barze tuż przy rzece
paru kumpli wnet spotkałem:
Ziutek,Krzychu,Jaś i Bartek
oddaja sie mej opiece.
Właśnie targam sporo sary
która mnie nie kocha przecież,
więc natychmiast pomyślałem:
ulżę nieco kumplom starym,
kiedy piekło jest na swiecie
to sie przyda prysznic mały.
Chłopcy garną się skwapliwie
i zsuwają dwa stoliki,
aby siedzieć ze mną razem
bo kochają mnie żarliwie,
oczy zdobią im chochliki-
to zwiastuny milych wrażeń.
Już gorąco na ulicy
choć to jeszcze rano przecież
i słoneczko robi nisko,
upał darmo smaży lica
i zarzuca gęste sieci
tak jak radar na lotnisku!
Gruba blondyna przy barze
o ustach jak dwie maliny,
kufle magicznie napełnia
i czekać na nie nie każe,
robi rozkoszne miny
gdy przy antałku sie spełnia.
Długo gasimy pragnienie
zroszoną,zimną perełką
która na sali króluje,
daje nam raju złudzenie,
a kiedy spojrzysz w lusterko
urodą ci procentuje!
Dzień się kończy upał wzmaga:
to kuriozum niesłychane
a od rzeki ciągnie chłodem,
skwar dla żywych bywa plagą
nim sfolguje gdzieś nad ranem-
lato taką ma urodę!
Bar nad Bystrą jest uroczy
i tu najlepiej czujesz się,
kiedy chcesz się zresetować
wtedy przyjmie cię ochoczo,
czasem nawet skusi mnie
gdy przed skwarem chcę się schować.
Brzask już dawno dzień powitał
a nam nocy jeszcze mało,
chociaż nasze wątłe ruchy
już wspomaga silna Zyta
która ma stalowe ciało,
bo ruszamy się jak muchy.
Księżyc szychty pół odwalił,
gwiazdy poszły razem spać,
kur już się do pracy bierze
i swym pianiem tak się chwali,
by mu za nie ziarno dać,
bo zasłużył na to szczerze.
Miasto jest opustoszałe,
bo upały wciąż szaleją
zamykając ludzi w murach,
ja w kieszeniach niosę skały
i głeboko caly zieję
jak ta mała,zmokła kura!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz