Już minęło lat trzydzieści
kiedy spotkać było można
wirtuoza w naszym mieście
który dawał mnóstwo doznań.
Bardzo kochał on muzykę
tę poważną i wesołą
toteż często ciągnął smykiem
i rozsiewał magię wkoło .
Mnożył wokół piękne brzmienie
bo w muzykę serce włożył,
gdy się kładły długie cienie
to maestro sen już morzył.
Potem wracał do ośrodka;
dżwięki mierzył i oceniał
nim spłynęła fraza słodka
i rozlała się strumieniem.
Gdy się poczuł nieco lepiej
stare skrzypce brał pod pachę
i u Danki w wiejskim sklepie
brał na krechę szczęścia flachę!
Prawie zdrowy już na wozie
gdzieś na kożle przy wożnicy
raz na deszczu,raz na mrozie
jechał już do Wąwolnicy.
Tu na skwerku miał publikę
której dawał koncert mały
bo poskramiał ją dotykiem
swej melodii doskonałej!
Szmaragdowym ciepłym okiem
wciąż dziękował i uciekał
nam daleko swoim wzrokiem
jakby czekał na .....człowieka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz