Raz w sobotnie popołudnie
kiedy bardzo się nudziłem
a na świecie było cudnie
dłuższy spacer wnet zrobiłem.
By posłuchać śpiewu ptaków
to na ławce sobie siadłem
bo naturę to mam taką,
że zjawiska lubię ładne.
Coś takiego w duszy mam,
że obrazy ładne lubię
i dlatego siebie sam
chciałem poddać pewnej próbie.
Zefir płynął lekką łódką
a alejką wąską obok
sunął ku mnie powolutku
jakiś dziwny jasny obłok.
Gdy spojrzałem sobie na nią
kiedy do mnie podążała,
pomyślałem że to anioł,
taka śliczna chociaż mała.
Była lekka jak motylek
i wesoła jak wróbelek
co dlań nawet krótkie chwile
znaczą tyle co niedziele.
Kiedy byłem już w ogródku,
kiedy z gąską się witałem,
wtedy właśnie powolutku
otworzyły mi się gały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz