Gdy codzienność mi dokuczy,
proza życia da we znaki
wtedy lubię się powłóczyć
dla odmiany i dla draki.
Nie wiem wtedy co mnie kusi
abym palcem po globusie
znów namierzył cel podróży –
los przygodę nową wróży.
Latem to mam taką manię,
że wciąż zwiedzam Transylwanię,
która magią mnie urzekła:
trochę nieba, trochę piekła!
Tutaj czuje się jak rybak,
który złotą rybkę zdybał
i otrzymał zaklęć parę,
które służą wielkim czarom.
Gdy zwiedzałem zamek stary
to dopadły mnie omamy
bo z portretów piękne damy
opuszczały objęć ramy.
Jedna była jak motylek
a wesoła tak jak wróbel;
intuicji miała tyle
by rozumieć co ja lubię.
Kunsztu miała jak artystka
a maniery wyszukane,
przy tym była taka bystra
jak źródełko i poranek.
Ona była śniadolica
pięknooka cud – diablica,
ale pewnie tylko mara
bo zniknęła potem zaraz.
Jak się później okazało
(wybacz mi to Panie Boże)
ona była z krwi i ciała
bowiem była tam kustoszem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz