Wąwolnica miasto ładne…
Pomyślałam, że tu wpadnę;
Miałam zostać tu na chwilę
a już siedzę czasu tyle.
Miałam wtedy lat dwadzieścia
i mieszkałam na przedmieściach,
potem miałam trochę lepiej:
zamieszkałam tuż przy sklepie,
których było że nie zliczę
wśród koślawych kamieniczek.
Jeszcze dzisiaj widzę schody
tu na rogu do gospody,
mrowie ludzi, wiele krzyku,
łysy gość na pantałyku…
Pełen zgiełku rynek rojny,
los tu dla mnie nie był hojny,
ludzie żyli tu beztrosko;
wiwat życie! Wiwat Polsko.
A w niedzielę po kościele
znów na rynku ludzi wiele,
bo tu naród bogobojny…
-ale było tak do wojny.
Chociaż latek mi przybyło
znowu lepiej tu się żyło-
byłam gościem w każdym domu,
nie wchodziłam po kryjomu,
byłam Panią w domu każdym,
byłam gościem bardzo ważnym.
Wciąż hulałam, figlowałam
i do tańca zapraszałam:
głód i chłód, płacz i łzy;
ludziom chleb się nocą śnił.
Raz na wozie, raz pod wozem,
później miałam znowu gorzej;
w mieście słońce u mnie cień-
miałam odejść lada dzień.
Nagle przyszło bezrobocie:
moje akcje znowu w modzie-
trudno ludziom końce wiązać
bo zaczęłam znowu kąsać.
Dziś na skwerku zawsze siedzi
wielka chmara Dużych Dzieci
co oddają za trzy złote
swoje życie pod mój młotek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz