Na Zamkowej i Dulęby
z Cyganami zjadłem zęby
i dwie beczki pełne soli
do wyboru jak kto woli.
Zabaw było że nie zliczę
wśród garbatych kamieniczek
i chałupek całkiem małych
które biedę swą dżwigały.
Gdy wstawało słońce rano
to wkładałem nicowane
moje spodnie szarobure
które miały jedną dziurę.
Potem bluzę tę cajgową
i skłoniwszy mamie głową
zostawiałem mały bajzel
i ruszałem znowu w rajzę.
Nam przewodził rosły Cygan
który bystry był jak fryga
oraz mądry jak Salomon
chociaż był ubogim Romem.
Ojczym jego był ladaco
który się poróżnił z pracą
i gdy wokół kwitła bieda
on się nałogowi sprzedał.
Mama kumpla była chora
więc od rana do wieczora
on dom cały miał na głowie
i go nosił co się zowie.
"Musisz dawać sobie radę,
/mówił do Michaja Władek/
pomożemy ci kamracie"
/no i skrzyknął naszych braci./
On kradzieży się nie imał
bo sumienie w sercu trzymał
a na twarzy słońca kawał
które wszystkim darmo dawał.
Wtedy były czasy takie
że fortuna była ptakiem
który miał Argusa oko
ale widział jak w amoku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz